www.olejkowyzielarz.pl

  

Nazywam się Jan Wojcierowski. Jestem zielarzem - fitoterapeutą i mistrzem - naturopatą.

Zajmuję się olejkami i zielarstwem od 2009 roku, a od marca 2018 roku robię to oficjalnie w ramach zawodu naturopata. Jako praktyk przeszedłem najlepszą możliwą drogę szkolenia, czy zdobywania wiedzy: własna choroba, poszukiwanie diagnozy, rozwiązań, nauka, próbowanie ziół, ich praktyczna weryfikacja w terapii własnej i innych.

Nieustannie zdobywam wiedzę i się kształcę. Od 2012 r. zacząłem jeździć na warsztaty do dr Różańskiego. Dr Różański jest dla mnie niedoścignionym mistrzem posiadającym najlepszą i największą wiedzę teoretyczną i praktyczną z zakresu ziołolecznictwa. Uczestniczyłem w siedmiu, teraz już legendarnych, kilkunastogodzinnych warsztatach w Międzyborowie. Były to warsztaty ogólnozielarskie, w tym dwa specjalistyczne o pasożytach. M.in. w ramach zainteresowań pasożytami przeczytałem w 2012 r. wszystkie numery „Wiadomości parazytologicznych”. W Międzyborowie na bazie wykładów dr Różańskiego zrobiłem też kurs „Towaroznawstwo zielarskie II stopnia”. Uczestniczyłem również w pierwszej, 400-godzinnej, wraz z laboratoriami, edycji kursu zielarz-fitoterapeuta w Krośnie. Ciągle nikt nie zbliżył się do poziomu kursu w Krośnie. Przystąpiłem i zdałem egzamin mistrzowski w zawodzie naturopata. Takich osób w Polsce, na dzień zdawania egzaminu było 41, z takim przygotowaniem zielarskim jest tylko parę. Praktycznie co roku robię jakiś kurs dr Różańskiego. Do chwili obecnej (2022 r.) ominąłem jedynie jeden kurs u dr Różańskiego, jest zaledwie parę osób w Polsce z takim doświadczeniem.

Do tego setki godzin czytania literatury, udział w konferencjach naukowych, różnych warsztatach oraz udział w forum dr Różańskiego (jako „janek” napisałem tam ponad 2600 postów). Byłem uczestnikiem m.in. konferencji ILADS w Warszawie jako jeden z dwóch zielarzy. Przeczytałem wiele tysięcy stron podręczników czy prac naukowych z dziedziny medycyny i fitoterapii, wszystkie najważniejsze publikacje, a przede wszystkim wiele prac na poziomie ponad akademickim, tam gdzie publikuje się wyniki konkretnych badań naukowych.

Jestem pionierem, na skalę polską, stosowania olejków eterycznych w terapiach chorób bakteryjnych. Robię to od 2010 r. Zajmuję się najtrudniejszymi terapiami: boreliozą, chlamydiami, trądzikami, zatokami, pasożytami. Wykorzystuję jedyną, unikalną i zapomnianą przez 99,9% ludzi, lekarzy i specjalistów właściwość olejków eterycznych - ich przenikanie przez skórę do krwi i limfy. Nie trzeba wąchać, łykać, wystarczy posmarować skórę, aby zabić większość patogennych bakterii w całym organizmie. Unika się praktycznie wszelkich negatywnych skutków ubocznych. Olejki zabijają praktycznie wszystkie patogenne bakterie czy grzyby, nawet te oporne na antybiotyki.

Olejki docierają wszędzie, przenikają również barierę krew-mózg. Olejki, nawet stosowane długotrwale, praktycznie nigdy nie powodują zagrzybiania organizmu. Jestem racjonalnym człowiekiem, stosującym rzeczy które działają w praktyce, a przy tym posiadają potwierdzone naukowo biobójcze właściwości. Tej samej racjonalności oczekuję od moich pacjentów - nie wierz mi czy naukowcom na słowo, wypróbuj olejki, jeśli nie działają - zapomnij o mnie i o olejkach. W uproszczeniu moc czy siła 1 ml olejku najczęściej odpowiada mocy 1g antybiotyku. I ta moc pozostaje i działa mimo stosowania tylko na skórę. Jestem nieufnym człowiekiem i tą samą nieufność zalecam wszystkim. Nie wierz nikomu na słowo. Internet jest pełen kłamstw, bzdur i reklam. Szanuj swoje pieniądze, sprawdź czy moja terapia działa i w jakim tempie. Olejki działają błyskawicznie.

Olejkami wyleczyłem grzybicę, jaką miałem po rocznej walce z boreliozą przy terapii trzema antybiotykami stosowanymi jednocześnie (ILADS). Potem skutecznie za pomocą olejków pozbyłem się pasożytów, w końcu skutecznie walczę z boreliozą. Na sobie samym doświadczyłem wyjątkowej mocy olejków.

Nie zetknąłem się nigdy z publicznym zapisem w dowolnym medium mówiącym o tym że: moje olejki komuś zaszkodziły, bądź nie działały.

Zajmuję się jedynie niektórymi problemami co do których mam 100% pewności, że jestem w stanie pomóc. Rozszerzam swoje specjalizacje o nowe rodzaje terapii.

Jeśli masz czas i chcesz wiedzieć więcej na mój temat przeczytaj poniższe teksty, pierwszy o mnie i zielarstwie, drugi o mnie i boreliozie.

 

Ja i zielarstwo

Jestem zielarzem, który ciągle się uczy. Zielarstwem zająłem się z konieczności. W 2009 r. zimą, po zwykłym parodniowym zażyciu Citroseptu (GSE - wyciąg z grapefruita), uaktywniła się moja borelioza. Wtedy po raz pierwszy poczułem moc środków roślinnych. Po nieudanym leczeniu boreliozy metodą ILADS (przez rok brałem codziennie, łącznie, trzy antybiotyki), zgodnie z zaleceniem lekarza szukałem pomocy u zielarzy (antybiotyki już nie działały). Poszukiwania były bezskuteczne. Dopiero po dłuższym czasie znalazłem doktora - naukowca, który za pomocą olejków eterycznych rozwiązuje wiele problemów z bakteriami, grzybami czy pasożytami. Nawiązała się współpraca, z czasem rozwinąłem wiedzę i też praktyczne zastosowania olejków.

Wcześniej tak jak olbrzymia większość naszego społeczeństwa, miałem sceptyczny stosunek do ziół czy zielarstwa - traktowałem zielarstwo z przymrużeniem oka, jako element tradycji, zabobonu, taki element ludowy, którym zajmują się stare, nieuczone baby. Zioła mogły być uzupełnieniem zasadniczych terapii przeprowadzanych lekami syntetycznymi. Ot taki nieszkodliwy dodatek, który wspomaga, działa słabo i wolno, trzeba długo, regularnie i systematycznie stosować - kto na to ma czas i nerwy? Tak jak większość ludzi nie miałem do tego specjalnego przekonania. Jakoś nie docierało do mnie, że ludzie chorują nie od połowy XX wieku, kiedy narodziły się leki syntetyczne, tylko chorują już tysiące lat i ktoś, jakoś, czymś z tymi chorobami musiał sobie radzić. Dopiero z czasem dowiedziałem się, że jeszcze przed I wojną światową większość leków i to aptecznych stanowiły preparaty roślinne.

Ja chorowałem na boreliozę, taką klasyczną z zapominaniem, bólami głowy, stawów. Słysząc, że posmarowanie olejkami nogi skutkuje w boreliozie ustąpieniem bólu głowy, a po miesiącu smarowania tejże nogi czy ręki przypuszczalnie przestanę mieć problemy z pamięcią, to sami Państwo wiedzą, co pomyślałem. W tym czasie byłem już po ziołoterapii według Buhnera, ze średnim efektem wiedziałem, że zioła działają skutecznie, ale żeby olejki i to podawane tylko na skórę - powiem szczerze to był szok.

Tak jak wszystkim olejki kojarzyły mi się tylko i wyłącznie z zapachami, perfumami, jakąś aromaterapią, a nie zwalczaniem poważnych chorób grzybowych czy bakteryjnych, nie mówiąc już o tak trudnej chorobie jak borelioza czy grzybice. Oczywiście chciałem spróbować, zacząłem od grzybicy, którą jak większość miałem po rocznym zażywaniu kilku antybiotyków na raz. Zioła Buhnera nie wpłynęły pozytywnie na ten problem. Zacząłem od olejków do płukania - zaczął od razu znikać nalot na języku, następne były olejki przeciwgrzybicze stosowane zewnętrznie na brzuch - też bulgotania i przelewania zaczęły znikać, później były olejki stosowane wewnętrznie. Rezultat - po 2 miesiącach zniknęły wszystkie objawy przypisywane grzybicy, oczywiście jeszcze przez długi czas byłem na diecie, stosowałem intensywnie probiotyki, zasiedlałem jelita dobrymi bakteriami, czyli stosowałem sporo kiszonek, piłem jogurty probiotyczne. Wyleczenie z grzybicy okazało się trwałe i obecnie nie mam żadnych problemów przypisywanych grzybicy.

W czasie terapii przeciwgrzybiczej zacząłem się zastanawiać, czy da się olejkami rozwiązać mój główny problem - boreliozę. Okazało się, że tak. Jest sporo olejków boreliozowych, są nalewki i inne preparaty. Zacząłem je stosować, na początku miałem nasilenie bóli, co mnie zdziwiło, bo na antybiotykach nie miałem herxów, ale z czasem wszystko zaczęło przechodzić.

Na własnej skórze - dosłownie - bez żadnej przenośni przekonałem się, że rzeczywiście, jest tak jak piszą we wszystkich książkach naukowych, że olejki doskonale przenikają przez skórę i docierają wszędzie. Przenikając przez skórę nie tracą swoich właściwości. Dostają się do limfy, krwiobiegu, przenikają barierę krew - mózg. Większość fitoterapeutów zupełnie zapomina o tych właściwościach. Nie ma praktycznie większego znaczenia, jaką część ciała smarujesz olejkami. Przenikają wszędzie i wszędzie działają. Po smarowaniu nóg w boreliozie rzeczywiście przestaje się zapominać, przechodzą bóle głowy, itd. Wszystko jest jedynie kwestią czasu i odpowiednich kombinacji składników. To jest kolosalna przewaga - działają tak jak antybiotyki, ale nie trzeba ich łykać, unika się ogromnej większości skutków ubocznych. Niestety herxy są na ogół silniejsze bo wynika to z silniejszego od antybiotyków działania olejków.

Wobec takich efektów zacząłem się sam interesować fitoterapią, po roku miałem pewne pojęcie. Przeczytałem wtedy, co najmniej kilka tysięcy stron publikacji naukowych, prac popularno-naukowych nie liczę. Okazało się, że fitoterapia, czyli ziołolecznictwo to normalny dział wiedzy czy nauki - konkretnie medycyny. Są prowadzone badania, publikuje się prace naukowe - to wszystko jest, ale na poziomie ponad akademickim, nie znanym studentom medycyny. Moje doświadczenia są jednoznaczne - nigdy nie dyskutuj z lekarzem o ziołach czy olejkach bo nie potraktuje Cię poważnie. Lekarze na studiach nie mają żadnego przedmiotu na ten temat, ani godziny zajęć, w związku z tym nie mają również absolutnie żadnej wiedzy w dziedzinie fitoterapii. Tylko nieliczni pasjonaci mają niezbędną wiedzę czy doświadczenie.

W Polsce zawód zielarza ma nieuregulowany status prawny, z czasem chciałem samodzielnie zacząć prowadzić praktykę zielarską. Pozwolił na to status naturopaty.

To, że nie znam wszystkich części ciała wymienionych przez prof. Bochenka nie oznacza, że nie znam podstawowych podręczników medycznych profesorów Szczeklika czy Kokota. Zajmuję się jedynie malutkim wycinkiem problemów zdrowotnych. Na pewno nie leczę, bo od tego są lekarze i ten termin jest dla nich zarezerwowany. Nigdy nie zmienię zdania, że lekarze to najlepiej wykształcona grupa osób.

Czy i jaką mam wiedzę m.in. na temat leków syntetycznych każdy może się zorientować czytając odpowiednie rozdziały na mojej stronie (np. grzybica klasycznie), których jestem jedynym autorem.

Podkreślę kolejny raz - nie jestem lekarzem, nie leczę, nie stosuję lekarstw, przeprowadzam jedynie terapie alternatywne. Stosuje się je jedynie na własne ryzyko i odpowiedzialność. To, że prowadzę terapie alternatywne nie oznacza że zajmuję się oszołomstwem. Stosuję tylko i wyłącznie środki o wielokrotnie potwierdzonej naukowo skuteczności.

Stale pogłębiam swoją wiedzę z dziedziny fitoterapii, staram się robić to u najlepszych w Polsce specjalistów. Podobnie jak większość zielarzy za taką najlepszą osobę uważam dr Henryka Różańskiego. Uczestniczę w specjalistycznych szkoleniach, konferencjach naukowych, czy warsztatach prowadzonych m.in. przez dr Różańskiego (np. na temat pasożytów).

Będąc przy pasożytach podam ciekawostkę. Po przeczytaniu podstawowych podręczników medycznych poświęconych parazytologii w 2012 r. chciałem sprawdzić czy i co na temat fitoterapii w zwalczaniu pasożytów pisze specjalistyczne czasopismo lekarskie - Wiadomości Parazytologiczne. Ponieważ to już najwyższa możliwa naukowa półka w Polsce - jest ciężko osiągalne, znalazłem je jedynie w Bibliotece Śląskiej. Okazało się, że w ciągu 3 ostatnich lat wypożyczano to czasopismo jedynie 3 razy. To daje pojęcie na temat wiedzy czy zainteresowania lekarzy specjalistyczną wiedzą. Jak na największe w kraju skupisko ludzi i lekarzy to trochę niewiele. Poświęciłem naprawdę sporo czasu i przejrzałem dokładnie wszystkie artykuły i numery od początku istnienia czasopisma - brak choćby jednej pracy czy artykułu omawiającego stosowanie naturalnych czy roślinnych środków do zwalczania pasożytów. Może się nasunąć jeden wniosek - pasożyty pojawiły się dopiero w XX wieku i dopiero dzięki chemii, syntetykom możemy je zwalczać. Zresztą to nie jest moje przemyślenie lecz praktyka lekarska.

Jeśli chodzi o literaturę o olejkach to przeczytałem, jak przypuszczam, chyba wszystkie publikacje naukowe, i nie tylko, opublikowane w języku polskim. Kiedyś było tego niewiele, na szczęście to się zmienia. Piszę nie o podręcznikach medycznych, bo większość publikacji jest na poziomie ponad akademickim i umieszczona jest w różnych specjalistycznych czasopismach, publikacjach naukowych czy sprawozdaniach z konferencji naukowych. Znam również trochę prac opublikowanych w innych językach. Mój wybór literatury jest podany w rozdziale literatura.

Czy moja wiedza i praktyka przekłada się na wyleczalność chorych? Nie będąc lekarzem nie mogę pisać o leczeniu czy wyleczeniach - te terminy zarezerwowane są z mocy prawa wyłącznie dla lekarzy. Podobnie jak termin leczenie olejkami - leczyć nimi nie można, bo nie mają i nigdy nie będą miały statusu leków - ze względu na skomplikowany skład i zmienność. Nie leczę ludzi, ja jedynie pomagam ludziom, prowadzę alternatywne terapie antybakteryjne czy przeciwgrzybicze.

Nie jestem klasycznym zielarzem - stosuje praktycznie jedynie najsilniejsze środki roślinne - olejki i nalewki. Nalewki jakie stosuję są naprawdę mocne i stężone, np. na suszonych i zmielonych w proszek ziołach jest to najczęściej 1:2 - 1:3 i alkohol jeśli można 60-75%, nalewki na świeżych ziołach ze względu na zawartość wody robię najczęściej na alkoholu 80%. Stężone nalewki, naprawdę silnie działające, wystarczy stosować dziennie w dawce 15-25 ml. Ze względu na obowiązujące prawo nie sprzedaję nalewek. Zioła suszone, świeże, sproszkowane czy też podawane w formie naparu czy odwaru mają zdecydowanie najsłabsze właściwości bakteriobójcze, dlatego rzadko je zalecam.

Nie znam się na wszystkich ziołach, problemach, chorobach, nie potrafię odpowiedzieć na wszystkie pytania, specjalizuję się jedynie w paru terapiach.

Mój stosunek do innych zielarzy - jak najbardziej pozytywny, bardzo szanuję bardziej doświadczonych, zawsze można liczyć na ich pomoc, dowiedzieć się, nauczyć czegoś nowego. Nie ma jednego modelu, każdy stosuje inne środki. Cenię jedynie zielarzy wyznających naukowy model zielarstwa, czyli fanów wiedzy dr Różańskiego. Oczywiście jestem omylny i są na pewno inni dobrzy specjaliści. Wszystkim zainteresowanych zielarstwem polecam najlepsze forum zielarskie znajdujące się pod adresem: http://rozanski.ch/forum/index.php.

Mój stosunek do lekarzy - jak najbardziej pozytywny, to najlepiej wykształcona grupa zawodowa powołana do leczenia ludzi środkami syntetycznymi wielkiej chemii. Nigdy nie doradzam przerywania terapii zleconych przez lekarzy. Zawsze zakończ terapię zleconą przez lekarza.

Uważam, że nie można konkretnie doradzać ludziom jedynie na podstawie szczątkowych informacji. Ja wymagam wypełniania moich ankiet. Jeśli ktoś ma problem, pytanie, może do mnie napisać - zawsze udzielam odpowiedzi (oczywiście bezpłatnie). Publiczne omawianie problemów konkretnej osoby jest nie w moim stylu. Moje poglądy, metody, wiedzę czy doświadczenie uważam, że w sposób wystarczający przedstawiłem na tej stronie.

Łączenie moich terapii z innymi - jestem na nie, stosowanie zamiennie czy rotacyjnie - jak najbardziej tak. Jeśli już łączysz, to poinformuj o tym, aby nie dublować tych samych składników. Podstawą mojej terapii jest odczuwanie efektów stosowanej terapii. W przypadku olejków czy nalewek antybakteryjnych to muszą być godziny. Nie czujesz efektów mojej terapii – obowiązkowo rezygnuj z moich usług.

Podzielam pogląd mojego mistrza dr Różańskiego z 2009 r. na temat ziół czy terapii alternatywnych - jeśli nie jesteś do nich przekonany to nie stosuj ich. Ja dodam swój maleńki dodatek - jeśli jesteś rozsądny wypróbuj je i jeśli po 2 - 3 tygodniach nie czujesz efektu to zrezygnuj z nich. Ktoś mi kiedyś napisał, że traktuję ludzi niepoważnie z tymi terminami - no, bo jak to jest możliwe? Ludzie przecież chodzą do zielarza nie na początku problemów tylko dopiero jak odwiedzą już paru lekarzy, czy innych specjalistów, zastosują większość znanych leków, po wielu miesiącach, czasem latach bezskutecznej terapii. A ja tymczasem piszę o efektach po paru tygodniach, z większym naciskiem na 2 niż 3 czy 4 tygodnie. I nadal to podtrzymuję, zioła to naprawdę potęga. Szybkie efekty muszą być zarówno w trądziku, przy zatokach, jak i w terapii boreliozy czy grzybicy. Takie rzeczy jak nalot na języku, problemy z gardłem znikają najczęściej po paru dniach.

Czy prowadzę swoją działalność legalnie - tak, jako legalna firma, w ramach działalności gospodarczej. Na każdej przesyłce jest moja pieczątka z numerem NIP. Można mnie sprawdzić w odpowiednich rejestrach. Chyba, jako jedyny w Polsce, czy jeden z nielicznych zielarzy nie przyjmuję osobiście, nie otrzymuję gotówki z rączki do rączki, 100% wpływów otrzymuję wyłącznie przez konto bankowe. Jestem uczciwy, nie mam możliwości oszukiwania czy uniknięcia płacenia podatków.

Czy stosowana terapia jest bezpieczna - nie ma bezpieczniejszej, po pierwsze zioła są dużo bezpieczniejsze od syntetyków, po drugie ja preferuję najczęściej tylko i wyłącznie wcieranie olejków.

Dlaczego udzielam się tylko mailowo - ze względu na interes, wygodę i korzyść zainteresowanych. Poza tym nie ma potrzeby osobistego kontaktu - ja nie wysyłam fal ani żadnej energii, nie stosuję aparatów je wysyłających, nie patrzę w oczy, nie oglądam kropli krwi. Ludzie w czasie wizyt są zmęczeni i zestresowani dojazdem, zwracają uwagę na gabinet czy osobę specjalisty, rozprasza ich wiele rzeczy, zapominają o swoich objawach. Przy boreliozie która jest główną moją specjalizacją niestety powszechną dolegliwością są zaburzenia pamięci - forma pisemna pozwala uniknąć wielu problemów. Wizyta, konieczność wypełnienia ankiety, potem moje konsultacje, ewentualne przejrzenie literatury, pytania dodatkowe to by trwało ze 2 godziny i wiązało się z niepotrzebnym stresem dla zainteresowanego. To wszystko odpada, gdy spokojnie siedzisz przed komputerem i wypełniasz ankietę. Jeśli czegoś zapomnisz napiszesz maila, pojawi się jakaś wątpliwość czy pytanie - napiszesz kolejnego maila. U mnie nie płaci się za każdą wizytę, czy za odpowiedź na maila, płaci się ryczałtowo za miesięczną opiekę, niezależnie od ilości maili. Forma pisemna zwiększa bezpieczeństwo - nie zapomnisz zaleceń, ułatwia konsultacje. Przypomnę, że nie zajmuję się wszystkimi problemami.

Mimo, że nie muszę to jednak przestrzegam pewnych żelaznych i niezmiennych reguł i standardów: każdy otrzyma zawsze odpowiedź na list w ciągu 24h, pracuję 5 dni w tygodniu. Przez kilkanaście lat nie miałem przerwy dłuższej niż 2 tygodnie

Moje specyfiki są tworzone według receptur, nie znam i nie używam jak niektórzy miary na oko. Gwarantuję powtarzalność składów i np. olejek GO1 ma i będzie miał ten sam skład w roku 2013 jak i 2022. Nie podaję już publicznie dokładnych składów z prostej przyczyny. Nie chcę narazić się na kolejny zarzut, że ktoś zrobił olejek czy preparat według mojego przepisu, a efekty stosowania są słabiutkie, czy też zaszkodził sobie. Każdy ten sam olejek może mieć inne właściwości. Chodzi o inny chemotyp, region pochodzenia, producenta. Moje receptury są sprawdzone na konkretnych, sprawdzonych olejkach czy surowcach, poza tym testowałem je  najpierw na sobie. Ja niektóre swoje preparaty robię głównie ze świeżych własnoręcznie zbieranych czy hodowanych ziół. Wiele sprzedawanych w sklepach ziół jest np. suszonych w słońcu czy temperaturze 100 stopni i podczas tego procesu tracą, jeśli nie wszystkie, to większość swoich właściwości. Na świecie jest kilkudziesięciu producentów olejków i ja nie mogę za kogoś gwarantować jakości, z którą jest różnie. Równie wiele jest odmian roślin o różnych chemotypach. Najlepiej to widać przy piołunach, tymianku i oregano.

W odróżnieniu od wielu innych zielarzy do wszystkich swoich wyrobów używam wyłącznie szklanych, fabrycznie nowych, nigdy nieużywanych butelek. Posiadam własny sterylizator i wszystkie butelki przed zalaniem są zawsze wysterylizowane w 160 stopniach. Butelki muszą być ze specjalnego ciemnego szkła. Używam tylko i wyłącznie nowych nieużywanych wcześniej nakrętek, najczęściej spryskanych spirytusem lub wygotowanych i dla pewności z pierścieniem gwarancyjnym. Igły i strzykawki do odmierzania są tylko i wyłącznie jednorazowe. Oczywiście wszystko mam nie w Internecie tylko fizycznie w domu i na wszystko dodatkowo są faktury VAT.

Aktualnie moją terapię stosuje kilkadziesiąt osób, wszyscy z pozytywnymi efektami. Namawiam (bez większych efektów), aby dzielić się wrażeniami z przeprowadzanej terapii, aby suma doświadczeń pomagała nam wszystkim.

Wszystkim chorym, niezależnie od tego czy stosują moje metody czy też nie, życzę szybkiego powrotu do zdrowia.

 

Ja i borelioza

Od boreliozy zaczęła się moja przygoda z zielarstwem. Zielarstwem zająłem się z konieczności. W 2009 r. zimą uaktywniła się u mnie borelioza, po zwykłym parodniowym zażyciu Citroseptu (to popularna nazwa, ale konkretnie był to Greposept; GSE - wyciąg z grapefruita) - wtedy po raz pierwszy poczułem moc środków roślinnych.

Wcześniej były ugryzienia kleszcza i małe lub żadne objawy. Podobnie zresztą jak 90% naszego społeczeństwa byłem gryziony parokrotnie przez kleszcze. Większość nawet nie wie, że było gryzionych przez powszechnie występujące i niedostrzegalne nimfy. Pierwszym moim pokleszczowym objawem były problemy z oczami 40 lat temu - znana sporej ilości osób mgła w widzeniu (tygodniowy pobyt w szpitalu, na oddziale okulistycznym niczego nie wyjaśnił), po paru latach dolegliwość zniknęła całkowicie, potem powracała. Przez 20 lat nie miałem żadnych objawów dających się przypisać boreliozie. Około roku 2005 czy 2006 było kolejne ugryzienie, wystąpił rumień - taki piękny, wręcz książkowy, po paru tygodniach znikł. Nie miałem żadnych objawów, nie podjąłem żadnego leczenia. W 2009 r. gdy był jeszcze śnieg wziąłem na wzmocnienie Greposept. Ponieważ nikt jeszcze nie widział kleszczy żerujących na śniegu, muszę przyjąć w 99%, że to właśnie ten specyfik roślinny, rozbijając cysty z borrelią spowodował zachorowanie. Wielokrotnie czytałem i słyszałem o podobnych przypadkach. Teraz są lekarze, czy nawet jest to dość powszechna praktyka, która zaleca brać Citrosept, aby testy (Elisa i WB) dobrze wyszły.

Najważniejszym moim objawem było potworne zmęczenie, zapominanie, poza tym bóle stawów, głowy, z czasem serca. Rodzinny nie potrafił wykryć przyczyny moich dolegliwości. Zacząłem czytać. Większość lekarzy zdaje się nie pamiętać o tym, że w internecie jest dostępnych 99% podręczników medycznych i to w najnowszym wydaniu. Z czasem nabyłem sporo wiedzy medycznej i dość szybko się zdiagnozowałem - pozytywny test Elisa oraz Western Blot, w obydwu klasach potwierdziły moją diagnozę. Testy, kiedyś rumień plus objawy dawały 100% pewność i potwierdzenie.

Ponieważ jestem perfekcjonistą, starałem się znaleźć odpowiedniego lekarza. Rodzinny nie chciał się zająć boreliozą, kolejka na NFZ do lekarza chorób zakaźnych wynosiła ponad 3 miesiące. Wcześniej już poznałem i czytałem forum borelioza i byłem nim zafascynowany. Wszyscy zachwalali tylko antybiotyki, metodę ILADS i wyśmiewali inne. Doszedłem do wniosku, że jeśli chcę się na 100% wyleczyć to muszę skorzystać z metody ILADS, bo tylko długoterminowe zażywanie wielu antybiotyków na raz jest skuteczne. Zadzwoniłem do SCHNB. Otrzymałem namiary na lekarzy. Sprawdziłem opinie i referencje. Formalnie potwierdzone kwalifikacje - specjalizację z chorób zakaźnych ma jedynie dr Beata H-P, obecnie przyjmująca w Katowicach. Uczulam wszystkich chorych chcących się leczyć u lekarza na aspekt wiedzy i specjalizacji. Ponieważ leczenie boreliozy zrobiło się modne i dochodowe to zajmują się tym lekarze przeróżnych specjalności.

Dr B. H-P jeszcze wtedy przyjmowała w Bielsku Białej, podczas kolejnych wizyt nawiązała się między nami jakaś więź sympatii. Namawiałem ją na przeniesienie gabinetu do Katowic, napisałem jakieś materiały na jej stronę internetową. Jeśli ktoś zdecyduje się na metodę ILADS to z czystym sumieniem mogę polecić Panią doktor. Uważna, życzliwa, mająca bardzo dużo czasu dla pacjenta. To, że też ponosi porażki nie jest jej winą tylko choroby czy metody którą stosuje. Po jakimś czasie pani doktor przeniosła gabinet do Katowic.

W tamtym czasie część z chorych mogła mnie poznać bezpośrednio i osobiście, bo przez jakiś czas po przeniesieniu gabinetu dr B. H-P do Katowic byłem jej asystentem. Przyjmowałem telefony, ale też głównie tłumaczyłem zawiłości diety, czy rozpisywałem recepty - czyli kiedy i co brać. Także terapię ILADS poznałem również z drugiej strony. Na podstawie własnych doświadczeń i po przeczytaniu wielu pozycji naukowych i forów opracowałem poradnik o biotraksonie, dietę przeciwgrzybiczą, która jest konieczna i obowiązkowa przy stosowaniu antybiotyków. Między innymi jej zawiłości tłumaczyłem pacjentom. Dieta ta, była i chyba jest jeszcze rozdawana pacjentom pani doktor, poza tym jest udostępniona bezpłatnie na paru forach. Z tego co wiem, jest dość powszechnie używana i polecana przez wielu lekarzy, stosuje ją z dobrym skutkiem przez bardzo wiele osób, głównie mających problem z grzybicą. Mikstura jawo (dostępna w rozdziale o diecie), która stosowana samodzielnie bardzo często rozwiązuje problemy z grzybicą czy z nalotem na języku jest wyłącznie mojego autorstwa.

Jeśli chodzi o mnie i o boreliozę, to zdecydowanie jestem praktykiem. Na własnej skórze, dosłownie i w przenośni przetestowałem praktycznie wszystkie oferowane metody i środki. Nawet tak egzotyczne jak woda utleniona czy ozon. Mogę napisać, że działają. Zacznę od klasycznej medycyny - przeszedłem roczną terapię ILADS u jedynego w Polsce lekarza chorób zakaźnych stosującego metodę ILADS. Jeśli chodzi o stosowane antybiotyki to brałem wszystko, co jest teoretycznie najlepsze - poza różnymi popularnymi antybiotykami z osławionym Tinidazolem przez cały rok - ponadto kilkadziesiąt wlewów z Biotraksonu oraz sprowadzany z Niemiec Tavanic, oczywiście wszystko w maksymalnych dawkach. Mimo trzykrotnych obietnic pani doktor na różnych etapach terapii, że w 99% będę zdrowy - nie wyzdrowiałem. Przez większość leczenia czułem się bardzo dobrze. Po roku czasu, nie byłem zdrowy, zaczęły się pojawiać nowe bóle, których nie miałem na początku leczenia. Spytałem panią doktor czy ma jakąś koncepcję leczenia, wzruszyła ramionami, powiedziała abym może spróbował ziół czy poszukał zielarzy i za jakiś czas wrócił do antybiotyków.

Zawsze uważałem, że warto słuchać specjalistów, dotyczy to każdej dziedziny życia. Ze względów choćby czasowych nie jesteśmy w stanie być dobrym we wszystkim, co robimy. Nie wierzę w możliwość samowyleczenia się z dowolnej, przewlekłej choroby po przeczytaniu np. tysiąca postów jakiegoś forum i tysiąca stron jakiś publikacji.

Jak stosować zioła to oczywiście zacząłem od ziół polecanych przez Buhnera, jeszcze nie było książki w języku polskim, zacząłem samodzielnie. Brałem przez 3 miesiące. Czy działają? Oczywiście, jednak podobnie jak większość, tymi ziołami spowodowałem problemy z jelitami i musiałem zakończyć tą terapię. Czy Buhner potrafi wyleczyć - przypuszczalnie tak, choć nie znam wielu przypadków.

Zgodnie z sugestią pani doktor szukałem zielarzy, wypróbowałem trzech - to była kompletna porażka, zacząłem szukać za granicą. Wcześniej wielokrotnie bywałem w krajach byłego ZSRR, gdzie miałem trochę znajomych i gdzie terapie ziołami są na wysokim poziomie. I tak przez znajomych poznałem pewnego doktora, a ponieważ chciał zachować anonimowość - narodził się dr Nemo.

Na początku korzystałem wyłącznie z receptur dr Nemo. Z czasem czytając różne prace naukowe o skuteczności różnych olejków, znając receptury dr Nemo, konsultując się z nim, zacząłem samodzielnie eksperymentować, zestawiać nowe olejki, wymyślać nowe receptury. To ja wymyśliłem oraz przetestowałem na samym sobie większą część receptur. Oczywiście układałem też receptury olejkowe na koinfekcje, dotyczy to zresztą też nalewek.

Mimo, że receptury układałem kierując się własną wiedzą i doświadczeniem oraz głownie wynikami badań naukowych - są takowe które mówią jaki związek chemiczny zawarty w ziołach zabija jakieś konkretne bakterie to jednak praktyka zweryfikowała moje działanie i teorie. W praktyce wychodzi na to, że jakaś dedykowana receptura która teoretycznie powinna być najlepsza wcale taka nie jest. Trzeba stosować wiele różnych olejków czy nalewek aby dojść do pozytywnego efektu.

Podobnie jest z nalewkami. Wiadomo, że stosując tylko nalewkę ze szczeci, czystka czy rdestu nie da się wyzdrowieć. To mit. Nalewki trzeba umieć odpowiednio łączyć. Czasem wskazana jest uprawa odpowiednich odmian ziół. Muszą być dodawane zioła stricte biobójcze. Warto dodawać saponiny. Dzięki saponinom jesteśmy w stanie rozbijać biofilmy. Biofilmy borelii są moim zdaniem nieodłączną częścią tej choroby. Każdy kto twierdzi inaczej czy tego nie uwzględnia w terapii moim zdaniem błądzi. Pamiętam jak na konferencji ILADS w Warszawie prof. Sapi pokazywała zdjęcia kolonii Borelia Burgorferii przed i po zastosowaniu antybiotyku. Po zawsze jakaś część bakteri b.b. otaczała się biofilmem czyniąc terapię antybiotykową bezskuteczną.

Wracając do nalewek - dorobiłem się już takich receptur nalewek, na których herxy są nawet silniejsze niż na olejkach, co kiedyś uważałem za niemożliwe. Najciekawsze jest to, że moje nalewki nawet stosowane tylko i wyłącznie zewnętrznie potrafią dawać całkiem niezłe herxy bądź też oczywiście łagodzić dolegliwości. Też  nie słyszałem aby ktoś w Polsce stosował nalewki zewnętrznie w terapiach boreliozowych. Fantastycznie to wychodzi szczególnie przy bartonelli i pieczeniach stóp, ulga jest prawie natychmiastowa. Wysypki, zmiany skórne też cofają się dość szybko.

Nie zalecam wewnętrznego używania olejków przy boreliozie. Uważam, że tylko osoba chora znająca właściwości i mechanizmy działania ziół, posiadająca teoretyczną wiedzę nabytą w drodze kształcenia oraz uczestnictwa w różnych specjalistycznych warsztatach jest w stanie na drodze setek praktycznych prób dojść do odpowiednich receptur. To, że się pomiesza parę znanych olejków – to jednak za mało. Teoretycznie słuszne założenia nie zawsze się sprawdzają w praktyce. Są nalewki, które działają doskonale przy stosowaniu tylko zewnętrznym. Jednak to sprawa indywidualna. Uważam, że tylko łączenie różnych preparatów, nalewek czy olejków daje szanse na pokonanie boreliozy.

Jeśli chodzi o olejki i boreliozę to zawsze występuje reakcja na olejki. Uważam nawet, że po reakcji na olejki można znać odpowiedź czy się ma boreliozę. Temu służy mój test boreliozowy. Koło 200 reakcji na test można przeczytać na tej grupie: https://www.facebook.com/groups/582250645300964.

Teoria o bakteriobójczych właściwościach zawsze sprawdza się w praktyce. Najczęściej jest reakcja na wszystkie olejki, ale z tym jest różnie.

Dla mnie teoretyczne doniesienia i informacje typu: pij czystka i szczeć oraz stosuj witaminę C w dawkach parugramowych - uleczy każdego; albo należy pobudzać receptor typu x, który zmusi do działania komórki typu y poprzez oddziaływanie na enzym czy hormon z i to musi spowodować wyleczenie z boreliozy, są niewiarygodne.

Napiszę kolejny raz: jestem praktykiem, nie wypowiadam się teoretycznie, w sprawach, których nie jestem w stanie sprawdzić czy zweryfikować. Liczą się tylko i wyłącznie konkrety - jak czuje się pacjent, jakie są jego reakcje, objawy. Nie ma reakcji czy poprawy - należy rezygnować z moich usług.

Z dużą rezerwą podchodzę do wszelkich testów czy laboratoryjnych badań in vitro. Dlaczego? Przyczyna jest prosta - to nie zawsze przekłada się na organizm człowieka. Co z tego, że w laboratorium Tinidazol rozbija cysty (i tak nigdy w 100% - proszę sprawdzić badania dr Sapi), jeśli w organizmie człowieka potrafi jeszcze mniej.

Jak już wielokrotnie wspomniałem jestem praktykiem, znam większość problemów chorych nie z opowiadań czy z setek listów, nie z czytania forum, ale też z własnych doświadczeń.

Wiem, co to znaczy trud wyszukiwania gabinetu i przekonywania lekarza, aby zgodził się na dożylne podawanie biotraksonu. Wiem, ile wysiłku i samozaparcia wymaga przekonanie lekarza do kontynuowania terapii, gdy przy wlewie zdarzy się jedno zasłabnięcie.

Wiem, co to jest dieta przeciwgrzybicza, wiem jak ciężko jest z nią żyć, wiem, że da się z nią żyć nawet ponad rok czasu, wiem, jaką reakcję spowoduje jej złamanie i zjedzenie choćby 1 owocu.

Wiem, co to jest mgła, potworne zmęczenie, przestawianie liter, zapominanie gdzie się zostawiło własny samochód albo problem gdzie skręcić na najbliższym skrzyżowaniu. Wiem, co znaczą bóle stawów a przede wszystkim głowy czy serca. Wiem, jak wysiadają ścięgna w nogach na Tavanicu. Wiem, czym jest boreliozowy ból zębów, mimo, że teoretycznie są zdrowe i wyleczone.

Wiem, o tym, że jak się dostaniesz na neurologię to musisz wyrazić zgodę na tak ryzykowny zabieg, jakim jest punkcja i pobranie PMR. Wiem, co to za ból i rozpacz, gdy płyn mózgowo-rdzeniowy jest czysty, badanie EKG czy EEG niczego nie wykazuje, a antybiotyku nie dostaniesz, bo nie masz neuroboreliozy i na koniec pobytu w szpitalu dadzą Ci skierowanie do psychiatry, oczywiście po wcześniejszej rozmowie z szpitalnym psychologiem. Oczywiście ból i objawy zostają z Tobą.

Na koniec wiem, czego nie wiedzą inni lekarze czy terapeuci - oprócz bólu i dolegliwości wiem jak czuje się chory i jak jest traktowany przez znajomych czy rodzinę w czasie całej choroby. Przez pierwszy rok część z nich jeszcze Cię rozumie, choć część nie jest w stanie pojąć tego, że przez rok bierzesz np. antybiotyki w maksymalnych dawkach i nic – dalej jesteś chory. Jak jest potem, po roku, nie będę się użalał, bo wszyscy chorzy wiedzą. Ból, cierpienie, depresja, zwątpienie, a często samotność jest tym, z czym muszą się mierzyć chorzy.

Całe szczęście, że udało mi się odkryć fitoterapię, bo pomaga, naprawdę na wszystko. Jest dobrze, czego również życzę wszystkim chorym.

Jeśli chodzi o boreliozę to jak przypuszczam, przeczytałem większość wszelkich istotnych publikacji na ten temat. Po polsku przeczytałem wszystko. Czytałem nawet prace o procencie zarażonych boreliozą kleszczy w województwie zachodnio - pomorskim. Oczywiście piszę nie tylko o podręcznikach medycznych gdzie jest tego niewiele. Większość publikacji jest na poziomie ponad akademickim i umieszczona w różnych specjalistycznych czasopismach, publikacjach naukowych czy sprawozdaniach z różnych konferencji naukowych. Wartościowe jest czytanie wszelkich forów. Oczywiście znam wiele prac opublikowanych w języku angielskim i na pewno znam opracowania wszystkich najważniejszych publikacji czy doniesień ILADS.

Dlaczego piszę o ILADS? Ponieważ w tej metodzie często zajmują się przypadkami chronicznej boreliozy. Rozwój tej metody w dużym stopniu polega obecnie na dokładaniu do terapii antybiotykami czy innymi chemioterapeutykami coraz to nowych, skutecznych środków roślinnych.

Mój stosunek do ILADS - jedna z wielu metod walki z boreliozą, o udowodnionej praktycznie od wielu lat, raczej słabej skuteczności. Jeden z najniższych wskaźników wyleczalności. Proszę sprawdzić na dowolnym forum. Jestem raczej jej przeciwnikiem ze względu na to, że swoich pacjentów prowadzi najczęściej do grzybicy i powstania biofilmu zarówno grzybiczego jak i bakteryjnego - który potem bardzo trudno zwalczyć. Przypomnę, że biofilm to taka struktura bakteryjna czy grzybowa, która jest otoczona jakby błoną chroniącą bakterie przed niekorzystnymi czynnikami - antybiotykami czy innymi środkami. Czytałem opracowania mówiące, że aby rozbić biofilm należy użyć 1000-krotnie silniejszej dawki antybiotyku w stosunku do normalnej dawki.

Ponieważ sam kiedyś wierzyłem w ILADS całkowicie rozumiem ludzi, którzy z braku wiedzy czy doświadczenia myślą, że jest to jedyna skuteczna metoda. Rozumiem też krótkotrwałą ulgę w cierpieniu, jaką daje jej stosowanie. Rozumiem również chorych i ich wiarę w antybiotyki i zaufanie, jakim obdarzają lekarzy. Życzę wszystkim, aby nie stracili zbyt dużo zdrowia podczas stosowania ILADS.

Mój stosunek do klasycznej parudniowej czy maksymalnie parutygodniowej antybiotykoterapii przy pierwszych objawach boreliozy czy ugryzieniu kleszcza - jak najbardziej pozytywny. Biorąc pod uwagę liczbę lekarzy rodzinnych czy zakaźników, rocznie może to być kilkaset tysięcy skutecznych terapii. Ja oceniam, że jedynie kilkanaście procent z nich jest nieskuteczna. Ale tak jest chyba przy wszystkich terapiach.

Nie rozumiem ataków na lekarzy stosujących się do oficjalnych zaleceń. Ale nie rozumiem również zaleceń lekarzy, aby tylko obserwować reakcje po ugryzieniu kleszcza i nie podać od razu antybiotyku, podając go np. przy bólu gardła.

Mój stosunek do długiego stosowania Tinidazolu i pochodnych - zdecydowanie negatywny, jest to dobry lek przeciw pierwotniakowy i powinien być zawsze zastosowany w klasycznej terapii, bo różne rzeczy mogliśmy otrzymać od kleszcza. Jednak stosowanie go wbrew zaleceniom producenta leku przez wiele miesięcy, gdy nie ma żadnej reakcji na ten lek, sprzyja hartowaniu się bakterii i tworzeniu się biofilmu bakteryjnego.

Dla mnie największym problemem jest sprawa biofilmów, które powstają po przeprowadzanych wcześniej terapiach środkami syntetycznymi. Literatura na temat ich rozbijania jest skąpa, badania laboratoryjne nieliczne, praktyka w zasadzie żadna, na szczęście wszystkie doniesienia potwierdzają fakt rozbijania biofilmów przez różne olejki. Oczywiście wszystkie je stosuję w swojej praktyce.

Mój stosunek do lekarzy - jak najbardziej pozytywny, cenię to, że potrafili przejść najtrudniejsze studia, jak wcześniej napisałem to grupa zawodowa powołana do leczenia ludzi środkami syntetycznymi wielkiej chemii. Najczęściej (ale nie zawsze) zupełny brak wiedzy z fitoterapii. Często nie dopuszczają innych, konkurencyjnych form pomocy człowiekowi.

Na każdej grupie czy forum jest zawsze parę osób które zaciekle atakują olejki  i metody jakie stosuję - będące częścią klasycznej fitoterapii. Rozumiałbym te ataki (choć Doxycyklina podstawowy antybiotyk stosowany w boreliozie też nie działa na wszystkich) jeśliby kierowałyby je osoby które przynajmniej spróbowały działania olejków. Jednak nie ma ani jednej takiej osoby. Są to osoby które nigdy nie próbowały działania olejków, dodatkowo nie wierzą nauce i nie rozumieją właściwości i mechanizmu działania olejków.

Ja na podstawie doświadczeń własnych, a głównie na podstawie doświadczeń innych korzystających z moich metod, mogę spokojnie powiedzieć, że moja metoda walki z boreliozą jest najskuteczniejsza, a przede wszystkim najbezpieczniejsza i powodująca najmniej skutków ubocznych.

 

To chyba wszystko, przepraszam za objętość ale chciałem napisać o prawie wszystkich swoich doświadczeniach.