www.olejkowyzielarz.pl

 

BORELIOZA I JA

 

Od boreliozy zaczęła się moja przygoda z zielarstwem. Zielarstwem zająłem się z konieczności. W 2009 r. zimą uaktywniła się u mnie borelioza, po zwykłym parodniowym zażyciu Citroseptu (to popularna nazwa, ale konkretnie był to Greposept; GSE - wyciąg z grapefruita) - wtedy po raz pierwszy poczułem moc środków roślinnych.

Wcześniej były ugryzienia kleszcza i małe lub żadne objawy. Podobnie zresztą jak 90% naszego społeczeństwa byłem gryziony parokrotnie przez kleszcze. Większość nawet nie wie, że było gryzionych przez powszechnie występujące i niedostrzegalne nimfy. Pierwszym moim pokleszczowym objawem były problemy z oczami 40 lat temu - znana sporej ilości osób mgła w widzeniu (tygodniowy pobyt w szpitalu, na oddziale okulistycznym niczego nie wyjaśnił), po paru latach dolegliwość zniknęła całkowicie, potem powracała. Przez 20 lat nie miałem żadnych objawów dających się przypisać boreliozie. Około roku 2005 czy 2006 było kolejne ugryzienie, wystąpił rumień - taki piękny, książkowy, z krwawymi pierścieniami, jasnym środkiem, po paru tygodniach znikł. Oczywiście byłem u lekarza – stwierdził alergię po ugryzieniu przez owada. Nie miałem żadnych objawów, nie podjąłem żadnego leczenia. W 2009 r., gdy był jeszcze śnieg wziąłem na wzmocnienie Greposept (GSE). Ponieważ nikt jeszcze nie widział kleszczy żerujących na śniegu, muszę przyjąć w 99%, że to właśnie ten specyfik roślinny, rozbijając cysty z borrelią spowodował zachorowanie. Wielokrotnie czytałem i słyszałem o podobnych przypadkach. Teraz są lekarze, czy nawet jest to dość powszechna praktyka, która zaleca brać Citrosept (GSE, wyciąg z grapefruita), aby testy (Elisa i WB) dobrze wyszły. Jeśli Ci nie wychodzą testy a masz objawy – spróbuj tego sposobu.

Najważniejszym moim objawem było potworne zmęczenie, zapominanie, depresja, poza tym bóle stawów, głowy, z czasem serca. Rodzinny nie potrafił wykryć przyczyny moich dolegliwości. Zacząłem czytać. Większość lekarzy zdaje się nie pamiętać o tym, że w Internecie jest dostępnych 100% podręczników medycznych, w najnowszym wydaniu i oburza się na wyedukowanych pacjentów. Z czasem nabyłem sporo wiedzy medycznej i dość szybko się zdiagnozowałem, następnie zrobiony pozytywny test Elisa oraz Western Blot, w obydwu klasach potwierdziły moją diagnozę. Testy, kiedyś rumień plus objawy plus diagnoza lekarska – rodzinny, zakaźnik - dawały 100% pewność i potwierdzenie.

Ponieważ jestem perfekcjonistą, starałem się znaleźć odpowiedniego lekarza specjalistę. Rodzinny nie chciał się zająć boreliozą, kolejka na NFZ do lekarza chorób zakaźnych wynosiła ponad 3 miesiące. Wcześniej, gdy szukałem przyczyny mojego stanu - poznałem i czytałem forum borelioza i byłem nim zafascynowany. Wszyscy zachwalali tylko antybiotyki, metodę ILADS i wyśmiewali inne metody. Doszedłem do wniosku, że jeśli chcę się na 100% wyleczyć to muszę skorzystać z metody ILADS, bo tylko długoterminowe zażywanie wielu antybiotyków na raz jest skuteczne. Znalazłem namiary na lekarzy. Sprawdziłem opinie i referencje. Lekarzy ILADS było wielu, formalnie potwierdzone kwalifikacje - specjalizację z chorób zakaźnych ma jedynie dr Beata H-P, obecnie przyjmująca w Katowicach. Uczulam wszystkich chorych chcących się leczyć u lekarza na aspekt wiedzy i specjalizacji. Ponieważ leczenie boreliozy zrobiło się modne i dochodowe to zajmują się tym lekarze przeróżnych specjalności.

Dr B. H-P jeszcze wtedy przyjmowała w Bielsku Białej, podczas kolejnych wizyt nawiązała się między nami jakaś więź sympatii. Namawiałem ją na przeniesienie gabinetu do Katowic, napisałem jakieś materiały na jej stronę internetową. Jeśli ktoś zdecyduje się na metodę ILADS to z czystym sumieniem mogę polecić Panią doktor. Uważna, życzliwa, mająca bardzo dużo czasu dla pacjenta. To, że też ponosi porażki nie jest jej winą, tylko choroby czy metody, którą stosuje. Po jakimś czasie pani doktor przeniosła gabinet do Katowic.

W tamtym czasie część z chorych mogła mnie poznać bezpośrednio i osobiście, bo przez jakiś czas po przeniesieniu gabinetu dr B. H-P do Katowic byłem jej asystentem. Przyjmowałem telefony, ale też głównie tłumaczyłem zawiłości diety, czy rozpisywałem recepty - czyli kiedy i co brać. Także terapię ILADS poznałem również z drugiej strony. Na podstawie własnych doświadczeń i po przeczytaniu wielu pozycji naukowych i forów opracowałem poradnik o biotraksonie, dietę przeciwgrzybiczą, która jest konieczna i obowiązkowa przy stosowaniu antybiotyków. Poradnik o Biotraksonie jest na pewno nadal najlepszą pozycją w języku polskim, dieta też ciągle zbiera dobre opinie. Dostępne są na stronie. Między innymi zawiłości diety tłumaczyłem pacjentom. Dieta ta, była i chyba jest jeszcze rozdawana pacjentom pani doktor, poza tym jest udostępniona bezpłatnie na paru forach. Z tego co wiem, jest dość powszechnie używana i polecana przez wielu lekarzy, stosuje ją z dobrym skutkiem przez bardzo wiele osób, głównie mających problem z grzybicą. Mikstura jawo (dostępna w rozdziale o diecie), która stosowana samodzielnie bardzo często rozwiązuje problemy z grzybicą czy z nalotem na języku jest wyłącznie mojego autorstwa.

Jeśli chodzi o mnie i o boreliozę, to zdecydowanie jestem praktykiem. Na własnej skórze, dosłownie i w przenośni przetestowałem praktycznie wszystkie oferowane metody i środki. Nawet tak egzotyczne jak woda utleniona czy ozon. Mogę napisać, że działają. Zacznę od klasycznej medycyny - przeszedłem roczną terapię ILADS u jedynego wtedy w Polsce lekarza chorób zakaźnych stosującego metodę ILADS. Jeśli chodzi o stosowane antybiotyki to brałem dokładnie wszystko, co jest teoretycznie najlepsze - poza różnymi popularnymi antybiotykami z osławionym Tinidazolem przez cały rok - ponadto kilkadziesiąt wlewów z Biotraksonu oraz sprowadzany z Niemiec Tavanic, oczywiście wszystko w maksymalnych dawkach. Mimo trzykrotnych obietnic pani doktor na różnych etapach terapii, że w 99% będę zdrowy - nie wyzdrowiałem. Przez większość leczenia czułem się bardzo dobrze. Po roku czasu nie byłem zdrowy, zaczęły się pojawiać nowe bóle, których nie miałem na początku leczenia. Spytałem panią doktor czy ma jakąś koncepcję leczenia, wzruszyła ramionami, powiedziała abym może spróbował ziół czy poszukał zielarzy i za jakiś czas wrócił do antybiotyków.

Zawsze uważałem, że warto słuchać specjalistów, dotyczy to każdej dziedziny życia. Ze względów choćby czasowych nie jesteśmy w stanie być dobrym we wszystkim, co robimy. Nie wierzę w możliwość nabycia wiedzy i samowyleczenia się z dowolnej, przewlekłej choroby po przeczytaniu np. tysiąca postów jakiegoś forum i tysiąca stron jakiś publikacji.

Jak stosować zioła to oczywiście zacząłem od ziół polecanych przez Buhnera, jeszcze nie było książki w języku polskim, zacząłem samodzielnie. Brałem przez 3 miesiące. Czy działają? Oczywiście, jednak podobnie jak większość, tymi ziołami spowodowałem problemy z jelitami i musiałem zakończyć tą terapię. Czy Buhner potrafi wyleczyć - przypuszczalnie tak, choć nie znam wielu przypadków.

Zgodnie z sugestią pani doktor szukałem zielarzy, wypróbowałem trzech - to była kompletna porażka, zacząłem szukać za granicą. Wcześniej wielokrotnie bywałem w krajach byłego ZSRR, gdzie miałem trochę znajomych i gdzie terapie ziołami są na wysokim poziomie. I tak przez znajomych poznałem pewnego doktora, a ponieważ chciał zachować anonimowość - narodził się dr Nemo.

Na początku korzystałem wyłącznie z receptur dr Nemo. Z czasem czytając różne prace naukowe o skuteczności różnych olejków, znając receptury dr Nemo, konsultując się z nim, zacząłem samodzielnie eksperymentować, zestawiać nowe olejki, wymyślać nowe receptury. To ja wymyśliłem oraz przetestowałem na samym sobie większą część receptur. Oczywiście układałem też receptury olejkowe na koinfekcje.

Mimo, że receptury układałem kierując się własną wiedzą i doświadczeniem oraz głownie wynikami badań naukowych - są takowe, które mówią jaki związek chemiczny zawarty w ziołach zabija jakieś konkretne bakterie to jednak praktyka zweryfikowała moje działanie i teorie. W praktyce wychodzi na to, że jakaś dedykowana receptura, która teoretycznie powinna być najlepsza wcale taka nie jest. Każdy z nas jest inny, inaczej zainfekowany, na innym etapie infekcji. Trzeba stosować wiele różnych olejków czy ziół, aby dojść do pozytywnego efektu.

Co sądzę o leczeniu klasycznym (IDSA) czyli  stosowaniu schematu i monoterapii antybiotykowej przez 2-4 tygodnie. Jak najbardziej działa. Szczególnie przy świeżych infekcjach.  Jak każdy mam prawo do swojego osądu na dowolny temat. Przy częstej, wieloletniej boreliozie – mam już wątpliwości. Przede wszystkim nie rozumiem stosowania tego samego schematu w stosunku do wszystkich ludzi. Cała historia medycyny i każdy lekarz potwierdzi, że każdy człowiek jest inny – więc jak ten sam schemat ma działać dobrze u wszystkich ludzi? Jestem wielkim fanem Evidence-Based Medicine (EBM), czyli medycyna oparta na faktach. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie korzysta się z nauki i zweryfikowanych badań naukowych. Przecież bakteriobójcze właściwości olejków czy fitoncydów są już znane kilkadziesiąt lat. Pewnie, dlatego że nie jestem lekarzem, to nie rozumiem też wielu innych schematów i założeń stosowanych w leczeniu boreliozy. Opiszę swoje wątpliwości:

1. Nie rozumiem zalecenia  większości lekarzy, aby po ugryzieniu kleszcza jedynie się obserwować. To zalecenie pozwala przez parę tygodni rozwijać się infekcji. Przecież powszechnie wiadomo, że ok. 40% kleszczy  jest zarażonych patogenami, więc świadomie promuje się rozwój choroby.

2. Już w zeszłym wieku wykryto, że bakteria borrelii ma formy przetrwalnikowe, na które nie działają antybiotyki. Dlaczego nie uwzględnia się tego w terapii?

3. Również w zeszłym wieku wykryto, że kleszcze przekazują również tzw. koinfekcje, które zresztą często dają podobne objawy do boreliozy. Nie rozumiem, dlaczego zakaźnicy czy oddziały szpitalne powszechnie nie badają tych koinfekcji. Nie bada się ich, no więc formalnie nie istnieją – nie przemawia do mnie taka logika.

4. Również powszechnie wiadomo, że nie ma 100% testów. Jedynie uznawane testy, Elisa czy WB pochodzą z zeszłego wieku i są zawodne. Dlaczego nie używa się testów współczesnych?

5. Wszystkie badania naukowe potwierdzają, zresztą widać to w mikroskopie, że przy podaniu dowolnego antybiotyku to większość bakterii b.b. ginie, ale część zawsze przekształca się w biofilm czy formy przetrwalnikowe, których antybiotyki już nie zabijają. Dlaczego tego faktu nie uwzględnia się w terapiach?

6.  Przewlekła borelioza – nie uznaje się jej istnienia. Jeśli chory ma objawy kliniczne boreliozy od wielu lat i jednocześnie testy potwierdzają obecność krętka to dowolne i wszelkie definicje choroby przewlekłej zostają spełnione.

7. Stan, zespół poboreliozowy. Tak opisuje się utrzymujące się negatywne objawy po przeprowadzonej (podobno zawsze udanej) kuracji antybiotykowej. Przeczytałem w paru pracach naukowych i nie tylko, parę definicji tego stanu i objawy, jakie powoduje. Dokładnie wszystkie, czyli 100% objawów jest identycznych z boreliozą, czyli może nie należy wymyślać nowego zespołu chorobowego tylko należy przyjąć, że mamy do czynienia z niewyleczoną boreliozą.

8. Uważam, że da się wyleczyć czy pozbyć dokładnie wszystkich negatywnych objawów tej choroby.

9. Zupełnie nie uznaje się i nie uwzględnia w terapii boreliozowej możliwej i doskonale wszystkim lekarzom znanej antybiotykooporności, powstałej czy istniejącej na skutek wcześniej przeprowadzanych terapii antybiotykowych.

 


Nie jestem fanem, ale nie neguję całkowicie metody ILADS – bo wychodzi z dobrych założeń teoretycznych, całkowicie pomijanych przez klasycznych zakaźników, czy metodę IDSA. Podstawowe trzy przyczyny to uwzględnianie tego, że kleszcze nie przenoszą tylko boreliozy, ale też koinfekcje; następnie bakteria borrelia burgdorferii ma kilka specyficznych form przetrwalnikowych, na które nie działają antybiotyki oraz to, że biofilm, jako metoda przetrwania jest u tej bakterii bardzo dobrze rozwinięty.

Biofilmy borelii są, moim zdaniem, nieodłączną częścią tej choroby. Każdy, kto twierdzi inaczej czy tego nie uwzględnia w terapii, moim zdaniem, błądzi. To zostało zbadane i zweryfikowane naukowo. Pamiętam, jak na konferencji ILADS w Warszawie prof. Eva Sapi pokazywała zdjęcia kolonii borrelia burgdorferii przed i po zastosowaniu antybiotyku. Zawsze jakaś część bakterii b. b. otaczała się biofilmem, czyniąc terapię antybiotykową bezskuteczną.

Nie zalecam wewnętrznego używania olejków przy boreliozie. Uważam, że tylko osoba chora znająca właściwości i mechanizmy działania ziół, posiadająca teoretyczną wiedzę nabytą w drodze kształcenia oraz uczestnictwa w różnych specjalistycznych warsztatach jest w stanie na drodze setek praktycznych prób dojść do odpowiednich receptur. To, że się pomiesza parę znanych olejków – to jednak za mało. Teoretycznie słuszne założenia nie zawsze się sprawdzają w praktyce. Są np. nalewki, które działają doskonale przy stosowaniu tylko zewnętrznym. Jednak to sprawa indywidualna. Uważam, że tylko łączenie różnych preparatów, ziół czy olejków daje szanse na pokonanie boreliozy.

Jeśli chodzi o olejki i boreliozę to zawsze występuje reakcja na olejki. Uważam nawet, że po reakcji na olejki można próbować odpowiedzieć czy się ma boreliozę, a w każdym razie czy olejki na daną osobę działają. Temu służy mój test boreliozowy. Jest około 200 reakcji różnych osób na test, można przeczytać na tej grupie: https://www.facebook.com/groups/582250645300964.

Teoria o bakteriobójczych właściwościach olejków zawsze sprawdza się w praktyce. Najczęściej jest reakcja na wszystkie olejki, ale z tym jest różnie. Test na szczęście tylko potwierdza wcześniejsze diagnozy lekarskie czy inne testy.

Dla mnie teoretyczne doniesienia i informacje typu: pij czystka i szczeć oraz stosuj witaminę C w dawkach parogramowych - uleczy każdego; albo należy pobudzać receptor typu x, który zmusi do działania komórki typu y poprzez oddziaływanie na enzym czy hormon z i to musi spowodować wyleczenie z boreliozy, są niewiarygodne.

Napiszę kolejny raz: jestem praktykiem, nie wypowiadam się teoretycznie, w sprawach, których nie jestem w stanie sprawdzić czy zweryfikować. Liczą się tylko i wyłącznie konkrety - jak czuje się klient, jakie są jego reakcje, objawy. Nie ma reakcji czy poprawy - należy rezygnować z moich usług.

Jak już wielokrotnie wspomniałem jestem praktykiem, znam większość problemów chorych nie z opowiadań czy z setek listów, ale też z własnych doświadczeń. To, że przeczytałem ponad pół miliona postów potwierdza, że w boreliozie nie ma prostych czy tylko jednych rozwiązań.

Wiem, co to jest dieta przeciwgrzybicza, wiem, jak ciężko jest z nią żyć, wiem, że da się z nią żyć nawet ponad rok czasu, wiem, jaką reakcję spowoduje jej złamanie i zjedzenie choćby jednego owocu.

Wiem, co to jest mgła umysłowa, potworne zmęczenie, przestawianie pisanych liter, zapominanie gdzie się zostawiło własny samochód albo problem gdzie skręcić na najbliższym skrzyżowaniu. Wiem, co znaczą bóle stawów a przede wszystkim głowy czy serca. Wiem, jak wysiadają ścięgna w nogach na Tavanicu. Wiem, czym jest boreliozowy ból zębów, zaburzenia widzenia, bóle serca, mimo że teoretycznie są to zdrowe i wyleczone organy.

Wiem, o tym, że jak się dostaniesz na neurologię to musisz wyrazić zgodę na tak ryzykowny zabieg, jakim jest punkcja i pobranie  płynu M-R. Wiem, co to za ból i rozpacz, gdy płyn mózgowo-rdzeniowy jest czysty, badanie EKG czy EEG niczego nie wykazuje, a antybiotyku nie dostaniesz, bo nie masz neuroboreliozy i na koniec pobytu w szpitalu dadzą Ci skierowanie do psychiatry, oczywiście po wcześniejszej rozmowie ze szpitalnym psychologiem. Oczywiście potworny ból i objawy zostają z Tobą.

Na koniec wiem, czego nie wiedzą inni lekarze czy terapeuci - oprócz bólu i dolegliwości wiem jak czuje się chory i jak jest traktowany przez znajomych czy rodzinę w czasie całej choroby. Przez pierwszy rok część z nich jeszcze Cię rozumie, choć część nie jest w stanie pojąć tego, że przez rok bierzesz np. antybiotyki w maksymalnych dawkach i nic – dalej jesteś chory i masz objawy. Jak jest potem, po roku choroby czy bezskutecznej terapii, to nie będę się użalał, bo wszyscy chorzy wiedzą. Ból, cierpienie, depresja, zwątpienie, a najczęściej samotność i niezrozumienie jest tym, z czym muszą się mierzyć chorzy.

Całe szczęście, że udało mi się odkryć fitoterapię, bo pomaga, naprawdę na wszystko. Jest dobrze, czego również życzę wszystkim chorym.

Jeśli chodzi o boreliozę to jak przypuszczam, przeczytałem większość wszelkich istotnych publikacji na ten temat. Po polsku przeczytałem wszystko. Czytałem nawet prace o procencie zarażonych boreliozą kleszczy w województwie zachodnio - pomorskim. Oczywiście piszę nie tylko o podręcznikach medycznych gdzie jest tego niewiele. Wiedza internetowa typu – Pubmed jest naprawdę olbrzymia. Większość publikacji jest na poziomie ponad akademickim i umieszczona w różnych specjalistycznych czasopismach, publikacjach naukowych czy sprawozdaniach z różnych konferencji naukowych. Wartościowe jest czytanie wszelkich forów. Oczywiście znam wiele prac opublikowanych w języku angielskim i na pewno znam opracowania wszystkich najważniejszych publikacji czy doniesień ILADS.

Dlaczego piszę o ILADS? Ponieważ w tej metodzie często zajmują się przypadkami chronicznej boreliozy. Rozwój tej metody w dużym stopniu polega obecnie na dokładaniu do terapii antybiotykami czy innymi chemioterapeutykami coraz to nowych, skutecznych środków roślinnych.

Mój stosunek do ILADS - jedna z wielu metod walki z boreliozą, o udowodnionej praktycznie skuteczności, ale od wielu lat, raczej słabej skuteczności. Jeden z niższych wskaźników wyleczalności. Proszę sprawdzić na dowolnym forum. Jednak prawdą jest, że wielu osobom pomogła czy wyprowadziła z ciężkich stanów. Jestem raczej jej przeciwnikiem, mimo słusznych teoretycznych przesłanek ze względu na to, że swoich pacjentów prowadzi najczęściej do grzybicy i powstania biofilmu zarówno grzybiczego jak i bakteryjnego - który potem bardzo trudno zwalczyć. Jednak muszę uczciwie stwierdzić, że są ludzie np. niezagrzybieni mimo paru lat brania antybiotyków. Przypomnę, że biofilm to taka struktura bakteryjna czy grzybowa, która jest otoczona jakby błoną chroniącą bakterie przed niekorzystnymi czynnikami - antybiotykami czy innymi środkami. Czytałem opracowania mówiące, że aby rozbić biofilm należy użyć 1000-krotnie silniejszej dawki antybiotyku w stosunku do normalnej dawki.

Ponieważ sam kiedyś wierzyłem w ILADS całkowicie rozumiem ludzi, którzy z braku wiedzy czy doświadczenia myślą, że jest to jedyna skuteczna metoda. Rozumiem też krótkotrwałą ulgę w cierpieniu, jaką daje jej stosowanie. Rozumiem również chorych i ich wiarę w antybiotyki i zaufanie, jakim obdarzają lekarzy. Życzę wszystkim, aby nie stracili zbyt dużo zdrowia podczas stosowania ILADS.

Mój stosunek do klasycznej parudniowej czy maksymalnie parutygodniowej antybiotykoterapii przy pierwszych objawach boreliozy czy ugryzieniu kleszcza - jak najbardziej pozytywny. Biorąc pod uwagę liczbę lekarzy rodzinnych czy zakaźników, rocznie może to być kilkadziesiąt tysięcy skutecznych terapii. Ja oceniam, że jedynie kilkanaście procent z nich jest nieskuteczna. Ale tak jest chyba przy wszystkich terapiach.

Nie rozumiem ataków na lekarzy stosujących się do oficjalnych zaleceń. Ale nie rozumiem również zaleceń lekarzy, aby tylko obserwować reakcje po ugryzieniu kleszcza i nie podać od razu antybiotyku, podając go np. przy przeziębieniu, grypie, bólu gardła. Uważam, że zawsze należy zadziałać antybakteryjnie, o czym napisałem w rozdziale, gdy ugryzie kleszcz.

Mój stosunek do długiego stosowania Tinidazolu i pochodnych - zdecydowanie negatywny, jest to dobry lek przeciw pierwotniakowy i powinien być zawsze zastosowany w klasycznej terapii, bo różne rzeczy mogliśmy otrzymać od kleszcza. Jednak stosowanie go wbrew zaleceniom producenta leku przez wiele miesięcy, gdy nie ma żadnej reakcji na ten lek, sprzyja hartowaniu się bakterii i tworzeniu się biofilmu bakteryjnego.

Dla mnie największym problemem jest sprawa biofilmów, które powstają po przeprowadzanych wcześniej terapiach środkami syntetycznymi. Literatura na temat ich rozbijania jest skąpa, dostępne środki słabo działają, badania laboratoryjne w tym kierunku nie istnieją, praktyka w zasadzie żadna, na szczęście wszystkie doniesienia potwierdzają fakt rozbijania biofilmów przez różne olejki. Poza tym jest grupa ziół posiadająca substancje o nazwie saponiny – nadają się do rozbijania biofilmów. Są też inne fitozwiązki a nawet pojedyncze rośliny z potwierdzonym naukowo i praktycznie potencjałem. O GSE już pisałem. Poza tym jest sporo prac naukowych na temat stewii – każdy może poczytać w Internecie. Praktyka potwierdza doniesienia naukowe. Oczywiście wszystkie je stosuję w swojej praktyce.

Mój stosunek do lekarzy - jak najbardziej pozytywny, cenię to, że potrafili przejść najtrudniejsze studia, jak wcześniej napisałem to grupa zawodowa powołana do leczenia ludzi środkami syntetycznymi wielkiej chemii. Najczęściej, ale nie zawsze, zupełny brak wiedzy z fitoterapii. Często nie dopuszczają innych, konkurencyjnych form pomocy człowiekowi. Szkoda, że zapominają o historii medycyny, badaniach naukowych i kompletnie lekceważą osiągnięcia swoich starszych kolegów. No, ale być może winny jest system leczenia – dopuszczający tylko jedne schematy, środki do prowadzenia terapii.

Ja na podstawie doświadczeń własnych, a głównie na podstawie doświadczeń innych korzystających z moich metod, mogę spokojnie powiedzieć, że moja metoda walki z boreliozą może być skuteczna, na pewno  nie jedyna, a przede wszystkim najbezpieczniejsza i powodująca najmniej skutków ubocznych.

 

To chyba wszystko, przepraszam za objętość, ale chciałem napisać o prawie wszystkich swoich doświadczeniach.